6 najdzikszych tras rowerowych na świecie

6 najdzikszych tras rowerowych na świcie

Gęste lasy i sielskie jeziora – a może najsuchsza pustynia świata, widowiskowy salar lub ekstremalne zjazdy? Nasz wybór 6 najdzikszych tras rowerowych nie pomija niczego! I nie – nie kierujemy Was na Bornholm, ani na Morawy! W końcu dzikie, to mało znane i mało uczęszczane – i właśnie takie są nasze propozycje! Zaczynamy rekreacyjnie, a po rozgrzewce przechodzimy do bardziej ekstremalnych pomysłów na wyprawę na dwóch kółkach! Gotowi?

Trasa rowerowa: Hajnówka – Białowieża, Polska

Żubry

Każdy słyszał o Białowieży – w końcu to tam występuje Żubr. Nie każdy jednak wie, że puszcza i jej okolice kryją bogactwo wspaniałych i bardzo łatwych tras rowerowych, które są idealne na rekreacyjną jazdę nawet dla początkujących.

Miasto Hajnówka, nazywane „bramą do Puszczy Białowieskiej”, jest domem sporej mniejszości białoruskiej, o czym świadczą liczne cerkwie, z najbardziej znanym Soborem Świętej Trójcy na czele.

Z Hajnówki wyruszamy ulicą Żabia Góra i udajemy się na wschód. Ta niespełna 20 kilometrowa trasa już od początku wiedzie przez las, w którym przy odrobinie szczęścia spotkamy nie tylko żubra, lecz i dzika, zająca, bobra, lisa, rysia czy gronostaja. Po pierwszym odcinku docieramy do miejscowości Budy Leśne, gdzie warto zatrzymać się na zwiedzanie skansenu, by zobaczyć wierne odwzorowanie lokalnego, wiejskiego gospodarstwa z początku XIX wieku. Poza uroczą bieloną chatą, słomianą strzechą i studnią z żurawiem na uwagę zasługuje przede wszystkim czynny drewniany komin – jedyny taki zachowany w Polsce! W Budach Leśnych można również przenocować w oryginalnych, acz wygodnych wiejskich chatach.

Po wizycie w Budach ruszamy dalej lasem, mijamy po drodze wieś Teremiski i u progu Szlaku Dębów Królewskich schodzimy z rowerów. Szlak Dębów Królewskich to ścieżka dydaktyczna, która drewnianą kładką wiedzie nas przez las dębów liczących sobie od 150 do 500 lat i noszących imiona władców Polski oraz Litwy, którzy zwykli niegdyś spotykać się w puszczy na polowania.

Kolejna część trasy prowadzi przez wieś Pogorzelce – aż do celu podróży, czyli Białowieży, gdzie warto zwiedzić Park Pałacowy wraz z Muzeum Przyrodniczo Leśnym oraz Cerkiew św. Mikołaja.

Informacje praktyczne:

Aby w pełni zwiedzić Białowieski Park Narodowy, najlepiej dojechać tu samochodem.

Skąd rower?

W Białowieży i w okolicach działają wypożyczalnie rowerów.

Jakie ubezpieczenie?

Oczywiście dobrze dobrane! Ceny ubezpieczeń podróży na terenie Polski są o wiele tańsze, od wypraw zagranicznych, jednak i tu warto poświęcić chwilę, by wybrać najlepiej. 

Przejazd na rowerze z Hajnówki do Białowieży jest wycieczką rekreacyjną – na tę trasę wystarczy standardowe ubezpieczenie podróżne na terenie Polski, które wykupisz nawet w cenie 6 zł na 4 dni (dla 1 osoby)! Warto jednak wiedzieć, że to ubezpieczenie pokryje koszty OC  do 100 000 zł, a NNW tylko do 10 000 zł. Płacąc niewiele wyższą kwotę (11 zł) uzyskujemy trzykrotnie wyższe NNW – aż do 30 000 zł. Warto również rozważyć rozszerzoną ochronę  (np. ubezpieczenie roweru, jeśli zabieramy swój własny) i dodać do ubezpieczenia choroby przewlekłe (jeśli na takie chorujemy).

Kliknij i w kilku prostych krokach dobierz najlepsze ubezpieczenie w Polsce!

Uwaga – jeśli podróżuje z Tobą obcokrajowiec nieobjęty ubezpieczeniem, zwróć mu uwagę, że potrzebuje osobnego ubezpieczenia na podróżowanie po Polsce!

Trasa rowerowa: Hebrydy Zewnętrzne, Szkocja

Zamek Kisimul na wyspie Barra

Hebrydy Zewnętrzne to archipelag leżący względnie daleko od cywilizacji – i względnie blisko Polski. To wyspy znajdujące się na północnym zachodzie Szkocji, pełne dzikiego piękna i wciąż mało znane wśród polskich turystów. Mało kto słyszał, że jest to doskonałe miejsce na kilkudniową wyprawę rowerową w iście baśniowej scenerii! Dodatkową atrakcją są zupełnie wyjątkowe miejsca noclegowe – nie brakuje wśród nich szkockich domów rodem ze średniowiecznej wioski, chat wprost ze scenerii filmu o Babie Jadze, ani słodkich pensjonatów Bed & Breakfast przywodzących na myśl „Anię z Zielonego Wzgórza”.

Trasa zaczyna się na wyspie Barra – najbardziej wysuniętej na południe i jednej z mniejszych na archipelagu. Dookoła wyspy wiedzie piękna, widokowa trasa o długości 22 kilometrów, z niewielkimi podjazdami, a po drodze można podziwiać plaże z białym piaskiem, widowiskowe klify i wyłaniający się z wody, XV wieczny zamek Kisimul.

Z Barra promem płyniemy na północ, na wysepkę Eriskay, pełną malowniczych wzniesień. Na kolejną wyspę jedziemy przez długi most, skąd można podziwiać wydry i polujące, drapieżne ptaki.

Następna w kolejności wyspa South Uist, słynąca również z lokalnego rzemiosła, to istna uczta dla rowerzystów. Po drodze mijamy wysokie szczyty i surowe skały, spotykamy pasące się na łąkach, szkockie konie, a w oddali podziwiamy turkusowe wody Morza Hebrydzkiego i Oceanu Atlantyckiego.

Z South Uist udajemy się na niewielką i niemal zupełnie płaską wyspę Benbecula, gdzie czekają na nas jeziora i małe rozlewiska. Trasa dalej prowadzi na Grimsay, wyspę słynącą z wyrobu wełny. Uwaga na liczne stada owce, które potrafią skutecznie zagrodzić drogę!

Na kolejną wyspę, North Uist, jedziemy przez most i podziwiamy tam ruiny gaelickiej świątyni, a przy odrobinie szczęścia możemy spotkać wyjątkowej urody szkockie krowy.

Kolejny punkt wyprawy to niewielka wyspa Berneray, słynąca z pięknych plaż, z której udajemy się na wyspy Harris i Lewis (będące de facto jedną wyspą), gdzie znajdziemy najbardziej spektakularne, szkockie widoki: niemal „śnieżne” plaże, architekturę rodem z czasów Robin Hooda, tajemnicze, stojące kamienne bloki i skalne klify, wychodzące daleko w ocean. Ostatnim punktem trasy jest malownicza latarnia morska, znajdującą się na samym koniuszku wyspy Lewis.

Wyspa Lewis to ostatnia, najbardziej na północ wysunięta wyspa archipelagu, skąd promem można dostać się na Skye, równie piękną, szkocką wyspę, należącą już do Hebrydów Wewnętrznych.

Informacje praktyczne:

Jak się tam dostać z Polski?

Droga na Hebrydy Zewnętrzne wiedzie przez największe miasto Szkocji, czyli Glasgow, gdzie można dolecieć samolotem z wielu polskich miast. Z Glasgow autobusem (lub samochodem) udajemy się do miejscowości Oban, skąd odpływają promy na wyspę Barra.

Skąd rower?

Z domu – na wyprawę oczywiście można zabrać swój własny rower, który w samolocie zostanie nadany jako sprzęt sportowy. Szkockie autobusy również przewożą rowery w bagażniku (w miarę wolnego miejsca), nie ma też problemu z przewozem rowerów na promach.

Z wypożyczalni – na Hebrydach Zewnętrznych są wypożyczalnie oferujące rowery z opcją dowozu i odbioru sprzętu z dowolnie wybranego punktu na trasie.

Jakie ubezpieczenie?

Rekreacyjne! Przez Hebrydy Zewnętrzne jedzie się główną drogą, dróżkami pobocznymi i szutrowymi. Brak tu gór, trudnych podjazdów i ekstremalnych zjazdów, dlatego turystyka rowerowa na tej trasie u większości ubezpieczycieli znajduje się w podstawowej cenie ubezpieczenia podróżnego.

Na tę trasę z przewozem roweru i ubezpieczeniem jazdy na rowerze wykupisz polisę już za 57, w ramach której uzyskasz pokrycie Kosztów Leczenia i assistance do kwoty 134 000 zł. Ale to wcale nie znaczy, że najtańsza polisa będzie najlepsza. Dobre ubezpieczenie ma przede wszystkim dobrze chronić Twoje pieniądze – przy wyborze pakietu, warto więc wziąć pod uwagę kilka faktów: 

  • Hebrydy Zewnętrzne leżą poza lądem, więc ewentualny transport medyczny będzie odbywał się drogą wodną lub lotniczą, co znacznie podnosi koszty
  • koszty leczenia w Wielkiej Brytanii są o wiele wyższe, niż w Polsce
  • również transport medyczny z Wielkiej Brytanii do Polski może oznaczać wyższą cenę. 

Chcąc mieć pewność, że „w razie czego” nie będzie konieczności wysokich dopłat z własnej kieszeni, warto wybrać ubezpieczenie droższe o 20 zł – i zyskać pokrycie kosztów leczenia do kwoty 269 000 zł, jak również ponad dwukrotnie wyższą ochronę NNW (do 45 000 zł). Sprawdź, jaka polisa najlepiej spełni Twoje oczekiwania – nie zapomnij o sprzęcie sportowym i chorobach przewlekłych, jeśli na takie chorujesz. 

Trasa rowerowa: Atacama, Chile

Droga z San Pedro de Atacama

Koniec świata. Najsuchsza pustynia naszego globu w jednym z najdalszych zakątków, gdzie próżno szukać miast, a niewielkie osady ludzkie są rzadkie, jak oazy. To pustkowie w Chile ożywa tylko w jeden dzień roku, zwany potocznie „dieciocho”, czyli „osiemnaście”, a oznacza „18 września” – chilijskie święto niepodległości. Na ów dzień do miejscowości San Pedro de Atacama, która stanowi wrota pustyni, przyjeżdżają całe wycieczki Chilijczyków, by świętować wyzwolenie swojego kraju. Jednak Ci, którzy szukają spotkania z naturą i chcą zobaczyć prawdziwe oblicze chilijskiej pustyni, powinni ten dzień omijać – i to nie tylko z powodu zawyżonych cen i braku miejsc w hotelach oraz na polach namiotowych. Po prostu urok świętujących Chilijczyków spycha urok pustyni na dalszy plan.

San Pedro de Atacama to na co dzień senne i niezwykle malownicze miasteczko, gdzie można zagubić się pośród tradycyjnych zabudowań i wypić kawę w jednej z lokalnych kawiarni. To stąd należy rozpocząć wyprawę do dalszych zakątków tej ogromnej pustyni.

Z San Pedro de Atacama wyruszamy do Cocaire, a przed nami 89 km utwardzoną, głównie płaską trasą. Drogą nr 23 kierujemy się na południe i mijamy po drodze krajobraz iście księżycowy – wyschnięta ziemia, która „łamie się” pod słońcem na fantazyjne wielokąty, góry widoczne na dalekim horyzoncie, wyschnięte drzewa i ani żywej duszy! Po drodze zatrzymać się można na lunch (swój własny!) przy stojących obok drogi stolikach piknikowych.

Po 38 kilometrach docieramy do Taconao, najbliższej miejscowości, gdzie wita nas charakterystyczna dla tych stron, niska zabudowa, malownicze placyki i górujący nad wszystkim, surowy krajobraz. Taconao to dobre miejsce na nocleg – w wiosce działa kilka hoteli i hosteli.

Kolejnego dnia wyruszamy na południe, po drodze odwiedzamy rezerwat Laguna Chaxa, gdzie można podziwiać kilka gatunków flamingów, które wyglądają wyjątkowo malowniczo na surowym, górskim tle. Na nocleg docieramy do wioski Socaire. Dla mniej ekstremalnych rowerzystów to już koniec trasy, a wrócić należy tą samą drogą. Ci, którym nie straszna jest samotna przeprawa przez pustkowia, mogą z namiotem, wodą i prowiantem wyruszyć na zachód, by dalej eksplorować niezwykłą Atacamę (konieczne będą ciepłe, zimowe śpiwory).

Informacje praktyczne:

Jak się tam dostać z Polski?

Do stolicy Chile, Santiago, najlepiej wybrać się samolotem. Z Santiago do San Pedro de Atacama kursują autobusy, z przesiadką w miejscowości Calama. Inną opcją jest wynajęcie samochodu w Santiago.

Skąd rower:

Rower można wypożyczyć w jednej z wielu agencji turystycznych w San Pedro de Atacama.

Jakie ubezpieczenie?

Takie, jak wyprawa. Jazda rowerem przez najsuchszą pustynię świata to ekspedycja, czyli sport ekstremalny, a ponieważ owa pustynia znajduje się w Chile, musimy być gotowi na równie ekstremalne ceny (Chile to jeden z droższych krajów Ameryki Południowej, zdecydowanie droższy od Polski). Ceny ewentualnego transportu z Atacamy i leczenia w Chile nie będą należały do niskich, a ponieważ Chile jest znacznie oddalone od Polski, wzrastają również koszty transportu do domu. Zmartwieni kosztami? Spokojnie, w ubezpieczeniu chodzi przecież o to, aby się nimi nie martwić!

Ceny polis podróży do Chile zawierających zwyżkę za sport ekstremalny zaczynają się od 84 zł (dla 1 osoby, na 10 dni). Taka polisa pokryje koszty leczenia do 134 000 zł i NNW do 15 000 zł, ale nie zawiera w swojej cenie ochrony OC. Czy z tym ubezpieczeniem możemy spać spokojnie na najsuchszej pustyni świata? Przezorniej byłoby dopłacić do ubezpieczenia dodatkowe 92 zł, i „w razie czego” mieć do dyspozycji w polisie 450 000 zł na koszta leczenia i ochronę na wypadek szkód, czyli OC, które w przypadku uprawiania sportów zawsze może się przydać.Trochę wyższy koszt polisy daje w efekcie znacznie wyższą ochronę – i spokojniejszy sen podczas pobytu na Atacamie. 

Trasa rowerowa: Salar de Uyuni, Boliwia

Słone jezioro Salar de Uyani, Boliwia

Znany przede wszystkim ze zdjęć z zaburzoną perspektywą, jest jedną z największych atrakcji turystycznych Boliwii, jednak mało kto decyduje się pokonać go na rowerze. Dlaczego?

Salar de Uyuni to pustynia solna, która powstała wskutek wyschnięcia ogromnego, słonego jeziora. Te ogromne połacie soli o powierzchni ponad 10 000 kilometrów kwadratowych są na tyle trudnym terenem, że lokalne agencje turystyczne przywożą tu turystów wyłącznie w samochodach terenowych. Taka wycieczka zorganizowana składa się z kilku postojów w środku salaru na zrobienie zdjęć, obiadu (mięso alpaki!) i wizyty na wyspie Isla Incahuasi. Oczywiście to za mało, aby poczuć prawdziwego ducha Uyuni – dlatego bardziej ambitni (i nieliczni) wsiadają na rower. Gdzie zacząć?

Bazą wypadową i centrum lokalnej turystyki jest miejscowość Uyuni – to stąd wyruszają jednodniowe wycieczki na salar, trasa rowerowa również tu ma swój początek. Jest to trasa nieco trudniejsza, od poprzednio opisanych. Pierwsza trudność tyczy się wysokości – trasa biegnie na wysokości 3653 m. npm., co najwrażliwszych może przyprawić o chorobę wysokościową, której najczęstszym objawem jest ból głowy. Na chorobę wysokościową nie ma lekarstwa, a w przypadku nasilonych i przedłużających się objawów należy zejść (lub zjechać) na niższą wysokość.

Aby zachować dobrą formę na wysokości ponad 3600 metrów npm. należy odpowiednio nawadniać organizm, uzupełniać elektrolity i zrezygnować z alkoholu. Należy także wziąć pod uwagę zmniejszoną ilość tlenu w powietrzu, co bezpośrednio przekłada się na zmniejszoną wydolność organizmu.

Inną trudnością jest sama długość szlaku, która na trasie Uyuni – Isla Incahuasi wynosi 87 kilometrów, a doliczyć należy jeszcze drogę powrotną.

Ruszając z Uyuni warto zajechać na cmentarzysko pociągów znajdujące się zaledwie 3 kilometry za miastem. Następnie udajemy się na północ do miejscowości Colchani, gdzie można przenocować, aby skrócić dystans do samej wyspy. W Colchani znajduje się skromny hostel oraz sklep spożywczy (serwujący hamburgery!).

Z Colchani wyruszamy wczesnym rankiem – wystarczy podążać za turystycznymi samochodami terenowymi lub po ich ciemnych śladach, doskonale widocznych na solnym podłożu. Jeżeli podróżujemy w porze suchej, jedziemy po kryształkach soli przypominających śnieg i jest to najlepsza pora na wycieczkę rowerową. Jeśli nasza wyprawa przypada na porę mokrą – sól zostaje przykryta warstwą wody, co daje efekt lustra, odbijającego błękitne zazwyczaj niebo. Na trasę konieczny jest krem z filtrem przeciwsłonecznym (50!) oraz dobre okulary przeciwsłoneczne z osłonami bocznymi (sól odbija światło słoneczne, co znacznie zwiększa promieniowanie). Ze względu na brak infrastruktury, należy również zabrać ze sobą prowiant, wodę oraz śpiwór (przyda się zarówno w Colchani, jak i na wyspie).

Powierzchnia przejazdu jest płaska, lecz nierówna – rower podskakuje na grudkach soli, więc przed wyprawą warto wyposażyć się w odpowiednio miękkie siodełko. Widoki, przestrzeń i możliwość spędzenia całego dnia w tak wyjątkowym otoczeniu, rekompensują wszystko.  

Na Isla Incahuasi należy dotrzeć przed zmrokiem – po zachodzie słońca trafienie na wyspę może być wręcz niemożliwe, a temperatura na salarze gwałtownie spada. Sama wyspa wystaje nieco ponad powierzchnię salaru, w ciągu dnia jest więc widoczna już z daleka. Tę mała oazę porasta trawa i kaktusy, a zamieszkują niewielkie zwierzątka zwane wiskaczami oraz kilka osób prowadzących tutejszy hostel i malutką restaurację. Właściciel oferuje rabaty dla rowerzystów!

Warto wybrać się na spacer po wyspie – z wzniesienia roztacza się nieziemski widok po okolicy!

Po nocy na Isla Incahuasi rowerzystów czeka droga powrotna – lub nieco mniej uczęszczana trasa w inną stronę, do Villa Martin, gdzie po przejechaniu przez salar można przenocować w jednym z dwóch hoteli, w całości zbudowanych z… soli!

Informacje praktyczne:

Jak się tam dostać z Polski?

Do stolicy Boliwii La Paz najlepiej dotrzeć samolotem. Z La Paz do Uyuni kursują pociągi, autobusy oraz samoloty.

Skąd rower?

Rower można wypożyczyć w jednej z agencji turystycznych w Uyuni (warto go wcześniej zarezerwować). Amatorzy własnych kółek mogą przylecieć ze swoim rowerem, nadając go w samolocie jako sprzęt sportowy. Nie ma problemu z przewozem roweru w lokalnych autobusach i pociągach.

Jakie ubezpieczenie? 

Podróż na Salar de Uyuni jest ekspedycją, czyli wyprawą ekstremalną. Przy wyborze polisy, musimy poza uwzględnieniem „wyprawy ekstremalnej” (rozszerzona ochrona), wziąć pod uwagę pozostałe koszty ewentualnego wypadku.

Boliwia leży na innej półkuli – rosną więc realne koszty transportu. Jest to jeden z najtańszych krajów Ameryki Południowej, koszty leczenia nie powinny więc być wysokie, jednak warto się tu zastanowić nad standardami medycznymi tamtejszych placówek. W niektórych przypadkach może okazać się konieczny transport do szpitala w jednym z sąsiednich krajów (np. Chile lub Peru), co znacznie podniesie koszty. 

Mając to wszystko na uwadze, zamiast najtańszego za 80 zł (już uwzględnieniem już ekspedycji), warto wybrać ubezpieczenie tylko dwukrotnie droższe – i zyskać nawet czterokrotnie wyższą ochronę! Już za 162  zł (za osobę, na 10 dni), mamy pokrycie kosztów leczenia i assistance aż do  450 000 zł .Ponadto zyskujemy OC do wysokości 269 000 zł i dwukrotnie wyższą ochronę NNW oraz bagażu podróżnego (odpowiednio: 30 000 zł i 2 000 zł). Kliknij i poznaj szczegóły rekomendowanych przez nasz ubezpieczeń do Boliwii!

Trasa rowerowa: Camina de la Muerte, Boliwia

Camino del muerte, Boliwia

Droga Śmierci na rowerze? Kto wybrałby się w taką trasę? A jednak – Camina de la Muerte (czyli dosłownie „Droga Śmierci”), co roku przyciąga coraz więcej śmiałków, którzy nie szczycą się wcale szczególną formą ani umiejętnościami rowerowymi. Skoro jest tak popularna – to dlaczego znajduje się w naszym zestawieniu? Ponieważ wciąż pozostaje jedną z najdzikszych.

Camina de la Muerte łączy stolicę Boliwii, La Paz z położoną w Amazonii miejscowością Coroico.  Wybudowana w latach 30. XX wieku przez paragwajskich jeńców wojny o Chaco, przez lata była jedynym łącznikiem amazońskiej części Boliwii zresztą kraju, a ze względu na ilość tragicznych wypadków została uznana za najniebezpieczniejszą drogę na świecie. Dziś droga jest już zamknięta dla ruchu, a jedyni jej użytkownicy to rowerzyści, którzy w ciągu kilku godzin pokonują 64 kilometrowy dystans o spadku 3500 m. Podczas tej szybkiej jazdy w dół najważniejsze są hamulce – droga wiedzie wzdłuż zbocza góry z niebezpiecznym urwiskiem po lewej stronie. Ze względu na liczne zakręty nie należy jechać zbyt szybko – a ze względu na piękno okolicy, warto się zatrzymywać nawet na dłużej. Mijany krajobraz zmienia się z każdym kilometrem – surowe piękno gór powoli ustępuje zielonej i wilgotnej dżungli z egzotyczną roślinnością. Zmienia się również klimat – kolejne kilometry skłonią każdego do zdejmowania kolejnych warstw ubrań.

Camina de la Muerte kończy swój bieg u progu amazońskiej dżungli, którą trudno byłoby przebyć na rowerze. To doskonałe miejsce na odpoczynek po tej zaskakująco męczącej trasie. Wrócić do La Paz można tylko tą samą drogą – czyli przez 64 km pod górę, z 3500 m przewyższenia. Taki powrót, choć możliwy, byłby jednak wyjątkowo ekstremalnym wyzwaniem. Na szczęście z pomocą przychodzi… powrotny transport turystyczny.

Informacje praktyczne:

Jak się tam dostać z Polski?

Do stolicy Boliwii, La Paz, najlepiej dotrzeć samolotem. Z La Paz do początku trasy można spokojnie dojechać rowerem. Powrót z Amazonii do La Paz organizują lokalne agencje turystyczne.

Skąd rower?

Rower można wypożyczyć w jednej z licznych w La Paz agencji turystycznych, które organizują również transport na początek trasy, oraz transport powrotny do La Paz.

Jakie ubezpieczenie?

Według ubezpieczycieli ta trasa jest ekstremalna, i zjazd z niej powinien być jako taki traktowany. Dlatego wybierając się na zjazd boliwijską Drogą Śmierci dodaj do ubezpieczenia  downhill, czyli ekstremalną odmianę kolarstwa górskiego, polegająca na zjeździe w dół po stromej nawierzchni. Ceny ubezpieczenia na 10 dniowy wypad do Boliwii zawierający downhill zaczynają się już od 188 zł! W cenie zostały zawarte koszty leczenia i assistance do kwoty 200 000 zł oraz ratownictwo i poszukiwania, NNW, a także ochrona bagażu podróżnego. Koszty leczenia zachorowania na COVID-19 również są w cenie. 

Ale czy te kwoty na pewno pokryją koszta wszelkich nieprzewidzianych sytuacji? Pamiętajmy, że jesteśmy w Boliwii (czyli ponad 12 500 km od Polski!) i jedziemy na rowerze ostro w dół. Dla bezpieczeństwa warto mieć pokryte koszta leczenia i assistance do kwoty 500 000 zł, które da nam polisa droższa jedynie o 100 zł!

PODPOWIEDŹ – jak zaoszczędzić na takim ubezpieczeniu? Jeżeli do Boliwii wybierasz się np. na 10 dni, a downhill uprawiać będziesz tylko przez 1 dzień – wykup ubezpieczenie tego sportu tylko na ów jeden konkretny dzień! Jeżeli przed wyjazdem nie wiesz, którego dnia wybierzesz się na downhill – możesz dokupić to ubezpieczenie podczas wyjazdu (pamiętając o okresie karencji od chwili zakupu do aktywacji polisy, który może wynieść od 4 h do 3 dni).  

Tu możesz sprawdzić szczegóły ubezpieczenia, rozszerzyć lub zawęzić kryteria wyszukiwania i dopasować ubezpieczenie do swoich potrzeb.

Trasa rowerowa: Karakoram Highway (Szosa Karakorumska), Pakistan i Chiny

Karakorum Highway

A gdzie to jest?

Pakistan i Chiny, Góry Karakorum.

O tej trasie słyszał chyba każdy ekstremalny rowerzysta – lecz przebyli ją tylko nieliczni. Odległa i trudna do pokonania, wynagradza wszystko wyjątkowym pięknem, którego można doświadczyć tylko w tym jednym miejscu na naszym globie. Ci, którzy odbyli podróż wzdłuż Karakorum Highway twierdzą, że to właśnie tam są najpiękniejsze widoki na świecie. Wszystkim innym pozostaje w to tylko wierzyć, wątpić – lub spakować rowerowe sakwy i zobaczyć to niezwykłe miejsce na własne oczy.

Karakorum Highway to najwyżej na świecie położona droga o utwardzonej nawierzchni. Zwana również „Szosą przyjaźni”, łączy Chiny z Pakistanem, a ze względu na trudne warunki, jej budowa trwała aż 20 lat i pochłonęła ponad 1000 istnień ludzkich. Wśród tragicznie zmarłych byli i Pakistańczycy i Chińczycy – a większość tych ostatnich spoczęła na lokalnym cmentarzu w Gilit.

Szosa Karakorumska liczy sobie 1300 km i ze względu na długość oraz przewyższenia rzadko bywa pokonywana na rowerze w całości. Większość ekip zorganizowanych i samodzielnych decyduje się na mniej-więcej tygodniową wyprawę z początkiem w Chillas – i kończy swoją podróż tuż przed chińską granicą.

Chillas zostało wybrane na punkt startowy nie przez przypadek – to absolutnie wyjątkowe miejsce, być może jedyne na świecie, skąd roztacza się niepowtarzalny widok na trzy majestatyczne pasma górskie: Karakorum, Himalaje i Hindukusz. Przechadzając się uliczkami Chillas można spotkać ekipy wysokogórskie, planujące zdobyć tzw. Górę Zabójcę – czyli Nanga Parbat, której charakterystyczny masyw w kształcie trapezu góruje nad częścią trasy. Nanga Parbat, marzenie wielu wspinaczy, kosztowało życie kilkudziesięciu śmiałków – a ciał części z nich nigdy nie odnaleziono.

Samo Gilit nie przywodzi na myśl tragicznych wydarzeń – ta przepiękna, skąpana w zieleni malownicza wioska leży w spokojnej dolinie, a nad nią majestatycznie unoszą się białe, górskie szczyty.

Wyruszamy w kierunku Gilgit Baltistan, po drodze mijając ośnieżone szczyty i zielone doliny, błękitne rzeki, lodowce i jeziora o wyjątkowych turkusowych wodach. Jadąc przez Dolinę Nagar ma się już poczucie przesytu pięknem, a każdy kolejny kilometr przynosi kolejne zachwyty – szosa jak wąż wije się pomiędzy pasmami górskimi i ginie w zieleni doliny. Kolejny cel trasy to Karimabad, gdzie warto zrobić sobie odpoczynek przed dalszą jazdą – to stąd droga zaczyna biec zdecydowanie pod górę. Karimabad to świetne miejsce na odpoczynek również ze względu na malownicze położenie: jest to zielona dolina z tradycyjnymi zabudowaniami i górującymi nad wszystkim, skalnymi szczytami. Dalsza część trasy wspina się do Passun na wysokość 2480 – tu mniej jest już zieleni, a władzę przejmuje piękno surowego, górskiego krajobrazu i klimatu. W takiej właśnie scenerii, na poziomie 3100 m.npm. leży odległa wioska Shimshal oraz nieco wyższe Gulmit (3300 m. npm.), gdzie krajobraz śnieżnych szczytów dopełnia malownicze, błękitne jezioro.

Z Gulmit większa część zmęczonych i nasyconych pięknem rowerzystów wyrusza w drogę powrotną, która ze względu na jazdę w dół jest już o wiele przyjemniejsza – tylko najbardziej ekstremalni decydują się na wyprawę przez chińską część szosy.

Informacje praktyczne:

Jak się tam dostać z Polski?

Do stolicy Pakistanu, Islamabadu, najlepiej dolecieć samolotem z przesiadką w Dubaju. Z Islamabadu kursują zorganizowane wycieczki rowerowe – z transportem samochodowym do Chillas i z powrotem.

Skąd rower?

Rower najlepiej wypożyczyć w agencji turystycznej działającej w Islamabadzie.

Jakie ubezpieczenie?

Jazda na wysokościach powyżej 3000 m npm. to kolarstwo górskie, a ubezpieczenie na tydzień pobytu w Pakistanie, zawierające w cenie takie kolarstwo, można wykupić już za 188 zł (dla 1 osoby na 10 dni)! Jednak najniższa cena niekoniecznie oznacza najlepszą. Weźmy pod uwagę odległość Polski od Pakistanu, brak bezpośrednich połączeń samolotowych, wysokość trasy, jej odległość od najbliższego szpitala oraz najbliższego lotniska i na koniec – lokalne zagrożenia. Warto również zwrócić uwagę na fakt, że niektóre najtańsze polisy często nie zawierają OC – a przy jeździe na rowerze jest to element niezwykle istotny (wyższe ryzyko uszkodzenia czyjegoś mienia lub ciała). Na szczęście wykupienie polisy, która pokryje wszelkie ewentualne koszty wcale nie będzie o wiele większym wydatkiem. Porównamy?

Wspomniana polisa za 188 zł pokryje koszty leczenia i assistance do 200 000 zł, ponadto zawiera również ratownictwo i poszukiwanie oraz OC i NNW do 20 000 zł. Polisa droższa o 84 zł pokryje koszty leczenia i assistance aż do kwoty 500 000 zł, a NNW do 40 000. Kliknij i zapoznaj się ze szczegółami wszystkich polis, które ubezpieczą Twoją wyprawę na Szosę Karakorumską w Pakistanie!

Wyjeżdżasz za granicę?

Czuj się bezpiecznie i porównaj oferty 29 ubezpieczeń podróżnych.