Dariusz Strychalski udowadnia, że niemożliwe nie istnieje

Dariusz Strychalski w wieku 8 lat został potrącony na przejściu dla pieszych przez ciężarówkę. Ma niedowład prawej strony ciała, krótszą jedną nogę oraz nie widzi na jedno oko.
Niezwykła historia niezwykłego sportowca.

Dariusz Strychalski w wieku 8 lat został potrącony na przejściu dla pieszych przez ciężarówkę. Ma niedowład prawej strony ciała, krótszą jedną nogę oraz nie widzi na jedno oko. Kiedyś nie mógł chodzić, dziś biega i rywalizuje ze zdrowymi w najtrudniejszych biegach świata. – Bo jeśli się tylko pomoże marzeniom, to nie ma rzeczy niemożliwych – mówi w rozmowie z portalem Gorilo.pl.

– Jak doszło do wypadku?
19 września 1983. Dzień przed 8 urodzinami, wracając ze szkoły, zostałem potrącony przez ciężarówkę. Przez około 2 miesiące byłem nieprzytomny, przeszedłem w sumie trzy trepanacje głowy i dwie operacje oka, które nie zakończyły się niestety sukcesem. Ze szpitala wyszedłem dopiero po trzech miesiącach. Konsekwencją wypadku jest między innymi niedowład prawej części ciała, przykurcz znacznie krótsza noga i nie widzę na jedno oko.

– Jak to się stało, że mimo tylu problemów zacząłeś biegać?
Można powiedzieć, że to był przypadek. Wcześniej dużo jeździłem rowerem – po 50, 100 kilometrów 2-3 razy w tygodniu. Ale kiedy rower się popsuł, to żeby nie złapać brzuszka zacząłem pierwsze treningi biegowe. Wychodziłem biegać z samego rana, żeby nikt mnie nie widział, bo jak wracałem koło godziny 8 i mijałem ludzi, to często byłem wyśmiewany, szczególnie przez młodzież. Na początku było naprawdę ciężko. Zaczynałem od spokojnych marszobiegów – pół kilometra biegu i pół kilometra marszu. Ale już po czterech tygodniach byłem w stanie przebiec 20 kilometrów ciągu.

Zacząłem biegać jesienią 2000 roku. W styczniu 2001 roku, dzięki koledze, którego poznałem na rannych treningach, zapisałem się do klubu osób niepełnosprawnych „Start Białystok”. Tam startowałem na 800m, 1500m i 5000m, to był najdłuższy dystans mojej kategorii. Startowałem w klubie w sumie przez 2 lata. Niestety starty odbywały się na tartanie, na którym łapałem kontuzje, dlatego przeniosłem się na biegi uliczne. Początkowo brałem udział w zawodach na 5 i 10 kilometrów. Pierwszy maraton w jakim wystartowałem było to 2002 roku – (Maraton Białostocki). A od 2004 r. regularnie brałem udział w biegach na dystansie maratonu. 

– A później przyszedł czas na ultramaratony?
– Ultramaratony zacząłem biegać w 2007 roku. Na początku był Ultramaraton Kaliski na 100 kilometrów, który niestety mi nie wyszedł – musiałem zejść z trasy na 85 kilometrze. W kolejnym roku przebiegłem jednak dwa 100-kilometrowe biegi i tak już zostałem przy tych ultramaratonach.

– Ile biegów masz już na koncie?
– Liczę głównie te długie biegi. I tak maratonów mam na koncie około 36, a biegów ultra blisko 30.

– Który z dotychczasowych biegów był najtrudniejszy?
– Tak naprawdę wszystkie biegi są trudne. Mogę wymienić kilka tych najdłuższych. To Badwater135 – (Stanach Zjednoczonych -217km), UltraBalaton (212km), Wiedeń-Bratysława-Budapeszt (5etapowy bieg na 320km) czy zimowy ulatramaraton Rovaniemi150km, który był biegiem samowystarczalnym, ciągnąłem za sobą sanie z całym ekwipunkiem (jedzeniem, kuchenką gazową, ubraniami, śpiworem itp). A w Polsce to między innymi biegi Szczecin-Kołobrzeg (147km), Bieg Rzeźnika 80 w Bieszczadach czy Ultramaraton Podkarpacki (70km). Natomiast jednym z pierwszych moich takich naprawdę długich biegów był grecki Spartathlon na dystansie 246 kilometrów.

– I nie tylko przebiegłeś trasę z Aten do Sparty, ale na start biegłeś z Polski…
– Tak, dobiegłem do stolicy Grecji razem z Piotrkiem Kuryło. Wyruszyliśmy z Augustowa, pokonując w sumie około 2600 kilometrów. Na miejscu w Atenach mieliśmy jeszcze ok. 10 dni do startu, a więc sporo czasu na odpoczynek i potrenowanie. Po latach naprawdę miło wspominam ten bieg.

– A jak wspominasz Badwater, który określany jest mianem najtrudniejszego biegu świata?
– Temperatura podczas biegu przekraczała 50 stopni Celcjusza. Start odbywa się z doliny 89 metrów poniżej poziomu morza, a meta 2560 metrów nad poziomem morza, więc były ogromne przewyższenia. Ale czy to był najtrudniejszy bieg? Gdybym go nie pokonał, to pewnie powiedziałbym, że jest najtrudniejszy, ale że przebiegłem, to teraz jest dla mnie łatwy (śmiech). Żarty żartami Badwater jest jednym z najtrudniejszych biegów na Świecie. Takich biegów jest dużo np. Spartathlon, Laultra 111/222/333. Napewno trudniejszy wydaje mi się jednak Laultra 222-kilometrowy bieg w Himalajach, w którym startowałem dwukrotnie, ale do tej pory nie udało mi się go pokonać. Tam start jest na poziomie 3200 m n.p.m. i do pokonania jest przełęcz na wysokości 5400 m n.p.m. Temperatura na poziomie 3200 metrów może dochodzić do nawet plus 40 stopni Celcjusza, a na przełęczy spaść do minus 10 stopni Celcjusza. Dodatkowo na takiej wysokości jest zdecydowanie mniej tlenu, bo jedynie 40 procent.

– Takie biegi to olbrzymie przedsięwzięcia logistyczne, ale też finansowe? Skąd bierzesz na to pieniądze?
– Do 2011 roku biegałem wyłącznie z własnych środków. W 2011-12 roku finansowo pomagała mi Fundacja Proamerica – dzięki której stanołem pierwszy raz na starcie Badwater. W 2014 zostałem ponownie zakwalifikowany do Badwater. Dzięki kolegom, ekipie udało się znaleść sponsorów i zebrać fundusze na portalu PolakPotrafi.pl. W tej chwili nie mam żadnego sponsora, biegam z własnych funduszy i pomaga mi miasto Łapy.

– Czy do biegania potrzebujesz specjalistycznego sprzętu?
– Nie, używam butów i ubrań dokładnie takich, jak pełnosprawni biegacze. Jak zaczynałem biegać w 2000 roku to mało było informacji na temat biegania i zacząłem biegać w zwykłych butach wojskowych. Następnie kupowałem zwykłe „adidasy” z rynku, które bardzo szybko się niszczyły. Dopiero później, kiedy bieganie zaczęło robić się bardziej popularne zacząłem kupować lepszy sprzęt.

– Jak wyglądają Twoje przygotowania do biegów ultra?
– Kiedy nie mam żadnej kontuzji to biegam około 160-220 kilometrów w tygodniu. To jest od 10 do 14 treningów tygodniowo, więc najczęściej dwa biegi dziennie.

– Jakie są Twoje marzenia biegowe?
– Marzeń mam bardzo dużo, ale do ich realizacji potrzebne jest zdrowie i fundusze. Oczywiście, pomarzyć zawsze można, ale jeśli nie znajdzie się sponsora to pozostają nam wyłącznie marzenia. W tym roku chciałem zrobić trzecie podejście do biegu Himalajach, ale to się pewnie nie uda. Nie lubię planować, że w danym roku coś muszę zrobić, bo często może się to zakończyć rozczarowaniem.

Rozmawiał Maciej Pietrzyk 

Chcesz wiedzieć więcej? Zobacz na Facebooku Fundacja Darka Strychalskiego Zwycięzca lub czytaj na stronie Fundacja Zwycięzca

Opublikowano: 2017-10-28

Wyjeżdżasz za granicę?

Czuj się bezpiecznie i porównaj oferty 29 ubezpieczeń podróżnych.